Urząd - ale czy tylko on!?!
Boimy się zmian, boimy się tego, że przyjdzie nowe i rozwali pewien porządek do którego jesteśmy przyzwyczajeni, z którym wiemy jak powinniśmy skutecznie i bezpiecznie działać. To też dotyczy różnych nowych systemów np. podatkowych - ale to już temat na zupełnie inna dyskusję (ale czy całkiem inną!?!). To trochę jak "syndrom kapo". Więźniowie w obozach zaznawali okrucieństwa swych nadzorców, ale powoli uczyli się jak się zachowywać, aby "kapo" pozwalało im w miarę normalnie przeżywać dzień za dniem. Dlatego gdy słyszeli, że ma przyjść nowe "kapo" to drżeli ze strachu czy przeżyją ten czas do momentu w którym ten nowy nadzorca obozowy zostanie dokładnie poznany. I tak jest we wszelkich urzędach, placówkach państwowych i samorządowych. Tak też zachowujemy się przy wyborach wójtów, burmistrzów, prezydentów... Boimy się nowego, boimy się tego, że ten "nowy" zburzy nasz ustalony porządek życia, pracy.
Dwadzieścia parę lat temu jako przedstawiciel Zarządu Miasta zostałem włączony do komisji mającej wybrać nowego dyrektora jednego z przedszkoli. Wtedy ustawa określała skład takiej komisji i wychodziło na to, że na 8 osób 6 to byli przedstawiciele załogi, rodziców, kuratorium. Dwie osoby tylko były od strony właściciela przedszkola - czyli miasta. Właściciel - gmina miał najmniej do decydowania, ale utrzymywać musi. Rodzice w wyborach swych przedstawicieli poddali się wpływowi starej dyrektorki przedszkola i wybrali osoby które jej sprzyjały! Związki zawodowe takoż, a kuratorium przysłało kogoś kto "starą" dyrektorkę znał od lat. Odbyły się przesłuchania kandydatów, było ich wiele, w wśród nich dwie kandydatki wypadły doskonale, zwłaszcza jedna. Ujmowała swoim podejściem do dzieci, spraw placówki. Widać też było, że to co ona prezentuje pociąga pracowników przedszkola (przedstawicieli związków zawodowych). Doszło do głosowania! I co się okazało? 6 głosów uzyskała "stara dyrektorka", a tylko dwa (nasze głosy - przedstawicieli Zarządu Miasta) ta fantastyczna kandydatka. Więc, nie mając wyjścia, Prezydent Miasta powołał na dalsze lata "starą dyrektorkę". Po tym "konkursie" stwierdziłem na Zarządzie Miasta, że dalej w takich fikcjach nie będę brał udziału i więcej do tego typu konkursów proszę mnie nie powoływać! Kilku rodziców, w tym jeden radny, miał potem, po konkursie w przedszkolu do mnie jako członka komisji konkursowej pretensję, że tą panią wybraliśmy. Zapytałem się ich czy uczestniczyli w wyborach przedstawicieli rodziców i na ich negatywną odpowiedź powiedziałem co o nich myślę - a bywam czasami bardzo w słowach bezpośredni (to podobno moja wada).
Zastanawiałem się z czego taki wynik powstał i doszedłem do wniosku, że to właśnie syndrom "kapo". Bali się nowego.
Po ostatnich moich wynurzeniach o Urzędzie okazało się, że moje niektóre koleżanki nie zgadzają się z moimi przemyśleniami, one mimo, że wcześniej kiedy nastała "nowa naczelnik" nie wszystko co robiła im się podobało, ale teraz już jest dobrze!? Już po prostu przywykły, już wiedzą jak się zachowywać, aby nadzorca w osobie naczelnika się nie czepiał. Już nie chcą pamiętać jak na początku swej pracy pani naczelnik odnosiła się do poszczególnych pracowników. Że potrafiła powiedzieć przy innych (tu cytuję) "Qrwa pan śmierdzi". Ten pracownik po paru miesiącach poszedł na emeryturę i szybko, zbyt szybko zmarł, więc "sprawy nie ma!?" Tak, a propos to nie on dla mnie śmierdział, a było to przy czterech osobach - ja też przy tym byłem obecny. O tym jak potem zareagował tej pani bezpośredni przełożony pan Hubert Papaj rozwinę przy kolejnym, może, blogu! Skrótowo o reakcji - "tego nie było!"
Konkludując to co wcześniej napisałem! Brak poczucia stabilizacji, brak jasnych merytorycznych "reguł gry" powoduje, że pracownicy czują się strasznie niepewnie, czują że jak przyjdzie "nowa miotła" to ich pozamiata. Dlatego są tak strasznie skrupulatni w tym co robią, dlatego boją się wszelkich decyzji. Przez te wiele lat pracy w urzędzie zauważyłem, że pracownicy, kierownicy, naczelnicy z "normalnego" awansu, czyli normalnie przyjęci do pracy zachowują się normalnie i w sumie przyzwoicie w stosunku do swych współpracowników. Ci co zostają naczelnikami z "namaszczenia politycznego" początkowo są aroganccy, pokazują czego to nie mogą, jakie to oni mają możliwości. Kiedy powoli stykają się z rzeczywistością prawną, kiedy widzą, że butą i partyjniactwem niewiele mogą to się wyciszają, pokornieją, a kiedy zbliżają się wybory i zaczynają się bać o swoje stołki stają się wręcz przymilni i bardzo otwarci na potrzeby klientów urzędu - czyli mieszkańców, no i pracowników.
Obserwując obecny "spór" pomiędzy częścią radnych a Prezydentem Miasta odbieram to jako walkę o możliwości dalszego namaszczania swoich (żądania stanowisk zastępców prezydenta, sekretarza...), a powolnym przechodzeniem na prawidłowe i normalne funkcjonowanie urzędu - tu obserwuję pozytywne (jak na razie) zamierzenia Prezydenta i Jego zastępców. Mam nadzieję, że będą konsekwentni w swych działaniach i ustala takie warunki aby pozwolić wszystkim merytorycznym pracownikom normalnie i efektywnie pracować - bez strachu o jutro!
Kazimierz Piotrowski
PS: Konkursy - tym argumentem się szermuje uzasadniając powołanie na takie czy inne stanowiska w urzędach. Ja za parę miesięcy idę na emeryturę więc nigdzie nie zamierzam kandydować, ale gdyby jakiś urząd w kotlinie jeleniogórskiej ogłosił, że poszukuje na stanowisko: kogoś kto ma uprawnienia budowlane projektowe i wykonawcze, umiejętności kierowania zespołem ludzi, ma doświadczenie w pracy w samorządach, potrafi współdziałać z mediami, ma umiejętności formułowania myśli w formie artykułów... jest absolwentem Państwowej Szkoły Architektury, umie obsługiwać programy komputerowe Photoshop, Corel Draw, Excel, Word,... umie robić zdjęcia architektury i orientuje się w zabytkach, historii architektury - to wiadomo byłoby, że byłbym głównym faworytem takiego konkursu! I tyle!:-)
Komentarze
a o @ 83.8.254.*
wysłany: 2015-03-18 12:47
o z nadania politycznego komuchów ani słowa.
zBIGs @ 78.10.127.*
wysłany: 2015-03-18 12:47
A jaka jest definicja "urzędnika"? Przecież to jest szeregowy który przygotowuje "papiery" swojemu dowódcy do podejęcia decyzji. Odpowiedzialność takich dowódców też jest szczebelkowa, bo na końcu tej drabiny stoi Prezydent Miasta. I tylko on jest wybierany w powszechnych wyborach a jego mandat do sprawowania władzy jest wielokroć większy niż jakiegokolwiek radnego, czy też partyjnego bossa. Wniosek: wybór mieszkańców decyduje o jakości klasy urzędniczej, bo Prezydent decyduje o jej jakości. Jaki boss taki i aparat.
kazimierzp @ 83.26.184.*
wysłany: 2015-03-18 19:24
W Rosji carskiej urzędnik był nazywany "służaszczyj"czyli ten co służy i taka jest rola dzisiejszych pracowników urzędów. My mamy służyć mieszkańcom i to mieszkańcy są naszymi pracodawcami, a w ich imieniu rolę organizacyjną w naszej pracy pełni w mieście Prezydent Miasta - i tyle!
zBIGs @ 213.238.120.*
wysłany: 2015-03-18 20:42
No chyba nie o to chodziło w Rosji carskiej a i dzisiejszej też.. SLUŻJASZCZIJ to sługa cara (albo Putina) a nie społeczeństwa. Po wtóre, pojęcie zbiorowego pracodawcy nijak się ma do jego skuteczności, bo to jest tylko populizm. Od tzw. Ratusza oczekuje się inicjatyw i skuteczności w ich realizacji, bo po to zdobył władzę i chce ją dalej sprawować w kolejnej kadencji. Są miejsca i w Polsce i na świecie, gdzie mieszkańcy wybrali właściwych ludzi tj z wizją, kompetentnych i skutecznych.
Odp.: Ja pojmuję rolę urzędnika jako "służącego mieszkańcom", a nie piastującego "urząd"!
kazimierzp @ 83.26.184.*
wysłany: 2015-03-18 21:33
@zBIGs! Chyba mylisz role i kompetencje. Mieszkańcy wybrali radnych, prezydenta, a nie pracowników. Rolą wybieranych radnych i prezydenta jest wykazywanie szeroko pojętej inicjatywy i wskazywanie kierunku w którym ma się miasto rozwijać, a rolą wynajętych pracowników jest zgodnie z prawem realizowanie tych pomysłów. Urząd to jest, to powinna być dobrze naoliwiona maszyna która ma te wszystkie pomysły w sposób profesjonalny przeprowadzić, a gdy pomysły są niezgodne z prawem, lub niemożliwe do zrealizowania to pracownicy - tryby tej maszyny powinne o tym poinformować, uzmysłowić wybieralnym decydentom bezsens, czy błędność pomysłów. Niestety często pracownicy się boją wprost mówić: "to jest niezgodne z prawem i niemożliwe obecnie do wykonania" tylko ze strachu brną w różne karkołomne procedury. Strach zawsze jest złym doradcą.
wydojony przez obecną władzę @ 31.61.138.*
wysłany: 2015-03-18 22:13
W komisji do inwentaryzacji dróg publicznych wraz z geodetką miasta następnie skarbnikiem miasta panià bajurny wespół stworzyliście bubel na urzefowym
Odp.: Przyznam, że nie rozumiem komentarza - w dodatku pani Bajurny nigdy nie była Geodetą Miejskim!
Duch Gòr @ 188.29.165.*
wysłany: 2015-03-19 23:12
Przyznam ,że mieszkańcy zaczynaja inaczej spostrzegac,władzę i instytucje im służące.
Ramolek @ 95.40.32.*
wysłany: 2015-03-19 23:27
Panie Kazimierzu ten "Syndrom Kapo" rzeczywiście wiele wyjaśnia. Niemnie jednak, wydaje mi się że twórcy systemów mieli przy jego tworzeniu podejście naukowe, to znaczy drogą doświadczeń tworzyli warunki do tego aby takie zjawisko służyło ich interesom jak najbardziej efektywnie. Warto byłoby zatem zastanowić się kiedy rzecz powstaje i co sprzyja temu zjawisku. Może gdybyśmy znali prawdziwe przyczyny moglibyśmy stosować jakieś systemowe środki zaradcze. Jako laikowi w tej dziedzinie (inżynier) wydaje mi się, że do powstania tego musi być przemoc ale jak już rzecz zaistnieje to działa i działa. Tak na inżynierską głowę wydaje mi się, że pojęcie histerezy byłoby najwłaściwsze by zrozumieć proces ewentualnego zrzucania tej klątwy rzuconej na nas przez zaborców. Skoro system przymusu działał przez jakiś czas na jednostki, a następnie te oddziaływały na inne w tym na swoje dzieci to gdybyśmy chcieli się z tego wyzwolić musiałaby nastąpić sytuacja ogromnej wolności jednostkowej i jednocześnie świadoma krytyka poglądów starszego pokolenia. Skoro nie nastąpiła, to pomimo wolności formalnej, my ciągle zniewoleni jesteśmy. Ksiądz kapelan w instytucjach władzy to komisarz polityczny, a urzędnik to klasyczny okupant, czy też "kapo". Co gorsza niektórzy wspomniani dobrze się czują w tych rolach. No i wybrani rządzący się nie krępują, alei prawnie, poprzez ustawy i uchwały te role wzmacniają. Oni naprawdę czują, że ludzie tego od nich oczekują.
zBIGs @ 213.238.120.* bez zażenowania napisał "Od tzw. Ratusza oczekuje się inicjatyw". Dla niego to normalne, że więzień (obywatel, mieszkaniec) nie może przejawiać, żadnej inicjatywy. Inicjatywę może przejawiać tylko władza.
Ciekawe ilu młodych popiera to zniewolenie, a ilu by z tego naszego polskiego piekiełka dało nogę gdyby mogło?
Mój komentarz: Mojżesz przez ponad 40 lat ciągał swój lud po pustyniach, tak długo aż wymarło całe pokolenie znające życie w niewoli i już jako w pełni wolny naród założył państwo żydowski! U nas transformacja trwa dopiero 25 lat i w wielu z nas tkwi mentalność niewolnika. Jeszcze wielu przy różnych dyskusjach używa stwierdzenia: "to oni"! "Oni są winni", a jak nie ma "onych" to winni są Żydzi, masoni i pedały...
Nie MY!:-)
kazimierzp @ 83.30.154.*
wysłany: 2015-03-20 14:37
Po raz pierwszy usunałem jeden komentarz gdyż nieprzemyślanych i prymitywnych ataków na kogokolwiek nie będę tu tolerował. Bez względu na to czy dotyczą ulubionej dla mnie czy też nieulubionej grupy politycznej!
Gwoli informacji - żadna formacja polityczna na polskiej scenie mi nie odpowiada. Żadne z kandydatów na Prezydenta Polski nie jest z mojej bajki.
wydojony przez obecną władzę @ 31.61.138.*
wysłany: 2015-03-21 02:57
Przepraszam mam pieczęć pani Naczelnik Geodezji Bajurny.teraz wiem dlaczego tak długo nie korygowano pomyłek urzędnika bo to swieta
kazimierzp @ 83.27.161.*
wysłany: 2015-03-21 09:46
prace pomiarowe w terenie wykonują geodeci posiadający stosowne wykształcenie i uprawnienia! Naczelnik Wydziału otrzymuje gotowy "produkt" i nie ma bo nie musi mieć wyksztacenia geodezyjnego. Rolą naczelnika jest organizacja pracy wydziału i dlatego wymagane jest wykształcenie ekonomiczne lub prawnicze.
Sylar @ 159.205.87.*
wysłany: 2015-03-21 14:05
Zawsze tak będzie jak naczelnikami w urzędzie oraz dyrektorami w zakładach budżetowych miasta będą zostawać ludzie z klucza partyjnego. Problem jednak tkwi głębiej, bo oprócz ludzi z namaszczenia mamy całą armię niekompetentnych urzędników, bo trafili tam po znajomości i w związku z powiązaniami rodzinnymi. Nikogo wtedy nie obchodzi czy ten ktoś się nadaje. Skoro mama, tata, ciocia go wskażę, to on musi się nadawać.
Wystarczy zobaczyć na nazwiska. Całe rodziny pozatrudniane w UM i jednostkach podległych. A konkursy ? Jak opowiedziałem znajomemu z innego cywilizowanego kraju jak wyglądają konkursy w Polsce i jak przygotowuje się wymagania pod danego człowieka, to skomentował to krótko: "Twój kraj, to jakieś państwo trzeciego świata, skoro się takie rzeczy dzieją" :)
PS: w ramach dyskusji. Skoro rolą naczelnika w urzędzie jest organizacja pracy wydziału, to zdecydowanie inne powinny być wymagania związane z wykształceniem. Po to między innymi stworzono właśnie studia "Zarządzanie". Prawnicy i ekonomiści są do czego innego potrzebni.
I druga sprawa. Specjalnie stworzone studia "Administracja", po których ukończeniu wydawałoby się logiczne, by pracować później w urzędach. Ile mamy w Polsce absolwentów Administracji zatrudnionych w urzędach ? Myślę, że zna Pan odpowiedź na to pytanie bez zaglądania do statystyk.
Tak wygląda szara polska urzędowa rzeczywistość. Dopiero w momencie gdy przepisy ustawowe stworzą odpowiednie wymogi zatrudniania w tego typu instytucjach (i będą one sztywne), wtedy jest szansa, że się zmieni w urzędach na lepsze, bo nawet jak będzie ktoś z klucza partyjnego, albo z rodzinki zatrudniony, to będzie go chociaż broniło odpowiednie wykształcenia do danego miejsca pracy.
kazimierzp @ 83.27.161.*
wysłany: 2015-03-21 17:47
@ Bardzo wielu absolwentów "administracji", czy też gospodarki komunalnej jest zatrudnionych w Urzędzie. Pani o której pisałem odpowiadając na wpis "wydojonego" miała (obecnie od 5 lat na emeryturze) "właściwe" wykształcenie i nic z jakąkolwiek partią nie miała do czynienia.
Sylar @ 159.205.87.*
wysłany: 2015-03-21 20:20
Bardzo wielu :) No to zapraszam na mój blog jak będę kiedyś pisał o strukturze wykształcenia w instytucjach miejskich ;)
ot co @ 46.171.93.*
wysłany: 2015-03-18 11:29
i na dodatek nie śmierdzi