Urzędnik, urzędnicy...
W 1990 roku zostałem radnym Rady Miejskiej Jeleniej Góry, członkiem Zarządu Miasta i zderzyłem się z rzeczywistością urzędniczą. Tzn. ścisłe i dosłowne stosowanie prawa. W początkowym okresie nie pojmowałem tego, jak to? Ktoś oczekuje na decyzję - bo to ważna życiowa sprawa a tu się okazuje, że litera prawa na to nie pozwala. Kiedy stawiając pytanie jakiemukolwiek urzędnikowi czy "to się da zrobić?" słyszeliśmy, że nie "bo ulica za wąska", "bo odległość od...jest za mała o kilkanaście centymetrów", bo "przekracza dochód na osobę o 5 - 15,... zł". Dziwiło nas to i mocno bulwersowało. Nauczyliśmy się inaczej zadawać pytanie, i pytaliśmy się: co należy zrobić aby "to" mogło wejść w życie? Wtedy ci bardziej doświadczeni urzędnicy wypowiadali się jakich sformułowań należy użyć, jakie artykuły prawa zastosować aby można było pomysł zrealizować! Bo każde prawo, nie tylko polskie, zawiera takie zapisy, że właściwie można wiele! Ale urzędnik z własnej inicjatywy takiej ścieżki przy załatwianiu wniosku klienta urzędu nie zastosuje - bo się boi. Kiedy litera prawa może być różnie interpretowana, kiedy potem ktoś kontrolujący, czy też "upierdliwy" radny zacznie dociekać dlaczego akurat tu pozytywnie, zacznie zadawać pytania, a może "ktoś za tym stoi?", "komu to służy?", "może urzędnik coś wziął?". Więc bezpieczniej dać odmowę, nikt nie będzie podejrzewał o niecne zamiary, a że potem wyższe instancje, czy sąd przyzna klientowi rację to tenże urzędnik także się z takiego załatwienia sprawy ucieszy, ale jego już nikt nie będzie się czepiał? Prywaty przecież nie było! Cały czas mnie takie podejście dziwiło i bulwersowało - dalej nie wyszedłem ze skóry kierownika budowy.
W 1998 roku zostałem przez Radę Miejską wybrany na wiceprezydenta miasta, więc w bezpośrednim, codziennym działaniu mogłem poznać mechanizmy funkcjonowania urzędu i podejmowania decyzji. Najczęściej decyzje najtrudniejsze były podejmowane zbiorowo przez Zarząd Miasta. To też było bezpieczne dla członków tegoż Zarządu - odpowiedzialność rozkładała się na sześć osób więc przy najbardziej kontrowersyjnych decyzjach nie można byłoby wskazać bezpośrednio winnego - takie ustawodawca dał Zarządom Gmin prawo. Często w sprawach dla mnie oczywistych spierałem się z podległymi pracownikami o takie czy inne zastosowanie prawa. Ich argumenty były najczęściej precyzyjne i oparte na literze obowiązującego i przyjętych przez parlament ustaw (często wzajemnie sprzecznych, życiowo głupich - ale obowiązujących!). W sprawach ewidentnych, gdy prawo nie dawało możliwości obejścia dla pozytywnego załatwienia - pasowałem. Kiedy jednak odpowiedź merytorycznego pracownika była z gruntu, że właściwie to prawo zdecydowanie nie zabrania, ale mogą być takie, czy inne potem problemy to wtedy nie zmuszałem go do zatwierdzania decyzji, ale sam je podpisywałem. Ja byłem pracownikiem na kadencję, on chciał pracować dłużej, dalej... Nie wiedziałem, że po zakończeniu w 2002 roku kadencji wiceprezydenta zostanę po roku czasu szeregowym pracownikiem wydziału architektury w referacie budownictwa.
W 2003 roku zacząłem pracować w referacie budownictwa i do moich zadań, tak jak kilku innych kolegów było analizowanie wniosków o pozwolenie na budowę, czy też przyjmowanie zgłoszeń na wykonanie niektórych robót budowlanych. Tu zobaczyłem bardzo dokładnie jak wiele zapisów prawa jest sprzecznych, jak interpretuje się je przez różne organy kontrolujące te zapisy i co grozi pracownikom przy procedowaniu różnych wniosków. Widziałem i zaznałem też zadziwiające podejścia wielu inwestorów, czy też sąsiadów potencjalnych inwestycji. Na razie skupię się na samych określonych prawem procedurach. Pierwszym szokiem było dla mnie to, że pracownicy referatu chwalili się ile kto dał sprzeciwów do robót budowlanych. Skomentowałem to od razu, że to nie sztuka chwalić się sprzeciwami, a sztuką jest danie jak najwięcej decyzji pozytywnych. Ale tak jak wcześniej to napisałem takie ich działania wynikały z instynktu samozachowawczego pracowników. Dając te sprzeciwy nie byli narażeni na oskarżenie o prywatę! Czytałem też różne protokoły pokontrolne - czy to wewnętrznych rewidentów, czy też z NIK, albo i z Urzędu Wojewódzkiego. Widać, że usilnie, bardzo chcą wykazać się swoją fachowością czy sumiennością w kontrolowaniu. Jeden z kolegów dostał uwagę, że w jednym z wymaganych dokumentów (we wszystkich nieomal szczegółach dobrze rozpatrzonym) nie było w rubryce wypełnianej przez inwestora wpisu kto wydał dowód osobisty. Numer był, ale już kto wydał to nie! Według mnie głupstwo i tak powinno to było być potraktowane, ale była po kontrolnie straszna awantura, a kolega ukarany. Ktoś kiedyś powiedział, że "jeżeli w czasie kontroli w urzędach nic się nie znajdzie do zarzucenia, to ten urząd nie jest dla ludzi!". Protokoły pokontrolne w referacie budownictwa najczęściej nic nie znajdowały, a że inwestorzy czy projektanci pomstowali na sposób załatwiania...!?!
Przyglądając się pracy wielu wydziałów w urzędach, wielu pracownikom nie dziwię się (choć się z tym głęboko nie zgadzam), że dla nich najważniejsza jest litera prawa, a nie potrzeba tego kto czeka na decyzję. Pracownik wie, że gdy w "papierach" znajdą się jakiekolwiek odstępstwa od zapisów prawa, to w momencie gdy będzie potrzebne miejsce dla innego "swojego" kandydata to te zapiski zostaną wykorzystane, a na zewnątrz pójdzie informacja, że były podstawy do zwolnienia! Teraz gdy województwa, gminy, powiaty - firmy związane z nimi stają się powoli zawłaszczane przez różne partie i traktowane jak prywatne folwarki, to każdy z pracowników boi się, aby mu nikt i nic nie zarzucił! Każdy z pracowników wszelkich urzędów boi się wyborów bo gdy przyjdzie ktoś "nowy" to nie wiadomo jak będzie. Kiedy byłem w Danii w gminie Veile przed ich wyborami to okazało się, że urzędników jako pracowników nie interesuje kto zostanie radnym, czy burmistrzem, wójtem. Tamci to są od polityki, a nic im do pracowników wiec pracownicy świadomi stabilności swej pracy nie boją się podejmowania nawet najtrudniejszych decyzji. Nasi urzędnicy nie, patrząc się na to co się dzisiaj w wielu urzędach dzieje to mają ku temu podstawę.
Więc w urzędach jest jak jest!!!
Komentarze
anonimous @ 159.205.110.*
wysłany: 2015-03-15 19:47
Ale władze JG mają zamiar działać właśnie odwrotnie - przynajmniej jeśli chodzi o wodę - i chcą WYŁĄCZYĆ Sobieszów czy Podgórzyn... A argumentami są też KOSZTY ! PARANOJA czy dyletanctwo ????
Dzidek @ 78.88.138.*
wysłany: 2015-03-15 21:28
/cytat/
"Przyglądając się pracy wielu wydziałów w urzędach, wielu pracownikom nie dziwię się (choć się z tym głęboko nie zgadzam), że dla nich najważniejsza jest litera prawa, a nie potrzeba tego kto czeka na decyzję."
Chyba nie pisze Pan o urzędzie w Jeleniej Górze ?
Gdyż ja wielokrotnie przekonałem się (i potwierdził to czasami WSA, czy wojewoda) że decyzje urzędu, czy radnych nie mają nic wspólnego z literą prawa (dlatego tak łatwo zmienić uchwały, czy zarządzenia itp.).
Konkretnie - opisuję tzw. "gospodarkę komunalną".
Marcin Kaflik @ 109.243.26.*
wysłany: 2015-03-15 21:36
Podziwiam otwartość z jaką pisze Pan o patologiach toczących znany Panu od podszewki urząd. Jako mieszkaniec, właściciel, inwestor o dwóch wydziałach UM wypowiadam się na podstawie własnych doświadczeń wyłącznie dobrze. Wolę nie pisać o które wydziały chodzi - żeby jakaś mądra głowa nie zaczęła przerabiać tego co dobrze działa. Fatalnie wrażenie wywarły natomiast na mnie wydział inwestycji i wydział komunikacji - tutaj zmiany są konieczne i może kiedyś........ . Pozdrawiam serdecznie.
kazimierzp @ 83.22.169.*
wysłany: 2015-03-15 22:02
Ktoś kiedyś powiedział o lekarzch, że każdy ma swoje niebo i każdy ma z nich ma swój cmentarzyk! Czyli każdy z nich musiał się czasami pomylić, ale w wiekszości przypadków... Tak i z wydziałami urzędu i ich pracownikami. Każdy z mieszkańców miał kontakt z wydziałem którego działania go satysfakcjonowały, ale też każdy miał kontakt z wydziałem, ludźmi którzy go wyprowadzili z równowagi. Przypuszczam, ze doświadczenia "Dzidka" czy "Marcina Kaflika" mogą dotyczyć różnych wydziałów.
emigrant @ 81.106.69.*
wysłany: 2015-03-15 22:12
Czy uważa Pan że da się to jakoś zmienić? Czy będziemy szli tą drogą jeszcze dalej w ciemny las?
zBIGs @ 178.37.190.*
wysłany: 2015-03-15 22:34
dawno temu, tłumaczono mi, że system komunistyczny polega na stworzeniu takiego systemu prawa, by na każdego mieć tzw. "haka". Stąd też powstał mechanizm tzw. "****rytek". Pojęcie nomenklatury partyjnej też wywodzi się z tych "niesłusznych" czasów. I co? I nic, bo jak widać tamte "mechanizmy władzy" dziś przeżywają swój renesans szczególnie w obszarze tzw partyjno-smorządowo-urzędniczym. Wg wielu, źródłem zła jest nasz system wyborów, który należy zmienić z proporcjonalnego na 1-nomandatowy, z opcją pełnienia funkcji wybieralnych maxymalnie 2 kadencje. Tylko jak to przeprowadzić .... ???
ewa wolności pic @ 31.61.138.*
wysłany: 2015-03-16 07:32
Spisałam testament na wypadek niespodziewanej śmierci
Panu też radzę.picu picu pic jeleniogórskiej urzędniczej mafii.tylko niewinni sie tłumaczą?
Urzędniczka @ 78.8.35.*
wysłany: 2015-03-16 08:43
Obecnie w urzędach jest zupełnie na odwrót niż Pan piszę. Wydając często decyzje odmowne (w różnych w sprawach), urzędnicy też łamią prawo i wcale nie działają zgodnie z literą prawa. Jeśli petent jest bardziej zorientowany jakie prawa mu przysługują, to pogrozi sądem i decyzje się zmieni. Jeśli to nie poskutkuje, to idzie ze sprawą do sądu i zazwyczaj wygrywa. To, że ktoś wydaje decyzje odmowne, tylko dlatego, by nie zostać posądzonym o prywatę, to nie oznacza, że działa zgodnie z prawem.
Znam dobrze środowisko urzędnicze i jedyne co mogę potwierdzić to, to że urzędnicy boją się każdych wyborów. Dlatego funkcjonują pod dyktando polityków. Ich tchórzostwo (są wyjątki w tym środowisku oczywiście) powoduje, że często łamią prawo i nawet jak są świadomi, że łamią prawo to i tak to robią w myśl zasady "trzeba słuchać poleceń przełożonego". Problem tylko taki, że polecenia służbowe nie zwalniają z obowiązku przestrzegania prawa.
Odpowiedź: Zawsze było, że dawanie odmowy niezgodnie z obowiązującym jasno prawem było i jest naruszeniem prawa. Gorzej kiedy w różnych ustawach są zapisy pozwalające na dodatkowe żądania, mnożenie wątpliwości,... tak jak w głowach "parlamentarzystów" tworzących to prawo zagrało! Więc...
lexus @ 78.88.145.*
wysłany: 2015-03-16 09:49
Hmmm. Ciekawe wywody ale nie do końca się z nimi zgadzam. Uważam, że prawo w Polsce jest przeregulowane. Tysiące przepisów z jednej dziedziny nie dają się łatwo zinterpretować i stanowią podstawę do nadużyć. Te nadużycia często wynikają z tego, że urzędnicy nie znają do końca przepisów na podstawie których wydają decyzje. Ich interpretacja jest jasno określona w przepisach k. p. a. i powinna być rozstrzygana na korzyść interesanta. Warto przeczytać ze zrozumieniem treść art.7-14 kpa by w sposób poprawny zinterpretować kto jest dla kogo.
Ale zastanawiam się nad czymś innym. Politycy tworzą takie przepisy na jakich później pracują urzędnicy. Polityków wybieramy zaś my, normalni zjadacze chleba. Nie dziwmy się zatem, że wybrańcy narodu w ten sposób się nam odwdzięczają. Ja z utęsknieniem czekam na Polityka, który w programie będzie miał maksymalne uproszczenie przepisów prawa. Produkcja nowych ustaw sprawia, że urzędników przybywa a lawirowanie w gąszczach przepisów jest nie lada sztuką.
Panie Kazimierzu, sprzeczne przepisy da się zinterpretować za pomocą wykładni. Urzędnik powinien to umieć robić. Przepisy kolizyjne nie będą wtedy takie straszne.
Odp: Jak na razie każda nieomal partia chwali się ile to nowych ustaw wprowadziła do sejmu, ile zmieniła, jakie nowe "uregulowania prawne" wprowadziła. Więc "misz-masz" z polskim prawem się rozwija! Ja się ze swoimi spostrzeżeniami też nie zgadzam, ale tak niestety jest w praktyce! W polskich urzędach nie ma zasady, że wątpliwości są "na korzyść interesanta" - to w prawie karnym wszelkie wątpliwości są na korzyść oskarżonego. W polskich urzędach czyta się przepisy, że jak jest zapisane "organ może" - to logika wskazywałaby, ze nie musi. Ale w interpretacji urzędnika, a zwłaszcza wszelkich kontrolujących znaczy, "że musi" bo inaczej kontrolujący napisze w protokole pokontrolnym, "że urzędnik nie dołożył starań, lub..." więc dokładają tych starań zmuszając do dostarczania różnych bzdurnych papierków! Wykładnia!?! Czyta się je i oprócz wyroków Sądu Najwyższego w odpowiednim składzie to żaden wyrok innego sądu nie jest wykładnią. Są wyroki Naczelnych Sądów Administracyjnych które w takich samych sprawach i przy takich samych uwarunkowaniach wydają zupełnie różne wyroki!?! W polskim prawie nie ma zasady precedensu, tak jak w prawie angielskim - niestety!!!
Był pareniaście lat temu wiceminister finansów który tworzył przepisy podatkowe. Zostawiał w nich różne haczyki, furteczki... potem jako profesor dawał się wynajmować do szkolenia z interpretowania prawa - czyli wykorzystania tychże furteczek. W końcu go z rządu wywalili, ale ostatnio znowu go w telewizjach pokazują jako mędrca od prawa!?!?!
Urzędniczka @ 78.8.35.*
wysłany: 2015-03-16 11:14
Lexus - już się doczekałeś takiego polityka - Magdalena Ogórek chcę zmienić całe polskie prawo :)
I druga sprawa Lexus - wykładnie pozostawmy prawnikom. Ile jest na stanowiskach urzędniczych prawników ? Garstka, więc co tu się dziwić. A jeśli już tacy się trafią w urzędzie, to na chwilę, a nie by siedzieć tam do emerytury. A niestety nie każdemu urzędnikowi chce się z każdą sprawą pytać radnych zatrudnionych przez Gminę. Jedni to robią z lenistwa, inni z zarozumiałości (że to niby oni co, przepisów nie znają?), jeszcze inni, z uwagi na fakt, że opinie opiniami, ale nie jest wymuszone stosowanie się do nich, no i ostatnia grupa, która uważa, że Radcy i Adwokaci zatrudnieni przez Gminy to największa porażka w środowisku prawniczym, bo żaden szanujący się prawnik nie pracuje dla Miasta. I później mamy takie decyzje administracyjne jakie mamy.
olo @ 94.254.133.*
wysłany: 2015-03-16 14:57
To o Modzelewskim oczywiście mowa, ale nie w tym temacie chciałem. Jestem za poszerzeniem granic JG o gminy Jeżów, Stara Kamienica, Podgórzyn, Mysłakowice i Komarno z Janowic oraz zniesieniem powiatu ziemskiego. W okrojonych lokalowo siedzibach tych Gmin pozostałyby społeczne rady dzielnicowe oraz podstawowa obsługa mieszkańca ( max po 2-3 osoby). Obecnie JG nie prowadzi żadnej polityki rozwojowej nakierownej na zwiększanie dochodów własnych i obniżanie kosztów administracyjno - oświatowych. Powoduje to przejadzanie w 90% budżetu, a w perspektywie wyłączenia dotacji unijnych, sprowadzi zdolności inwestycyjne miasta do zera.
Ramolek @ 95.41.36.*
wysłany: 2015-03-16 15:09
Do anonimous @ 159.205.110.*. Co do tych granic to nasze prawo aglomeracje ściekowe traktuje jako co innego niż strukturę jednostek administracyjnych i ich granice mogą swobodnie przebiegać zarówno wzdłuż jak i w poprzek gmin czy też miast. Niemniej jednak, sprawa wymaga dłuższego wpisu. Dawno, dawno temu. Tak dawno, że młodzież już tego nie pamięta. Jelenia Góra wyglądała inaczej. Sikało się po bramach i to był standard. Mieszkańcy sr....li do rzeki i to był standard. Wyższa kultura sr..nia polegała na tym, że rura kanalizacyjna kończyła się w rzece. Tak było w prawie całym mieście. Wtedy chcieliśmy do Cywilizacji i Cywilizacja wzięła się za nas od „d..y strony”. Cywilizacja miała Dyrektywę z 91 roku i zażądała „ to co z d..y ma iść w rury i nie do rzeki ale w oczyszczane ścieki” Opieraliśmy, bo przecież nasza zas...a kultura narodowa na tym cierpi. Przekupili nas i podpisaliśmy wraz z Traktatem, że do rzek sr.ć nie będziemy, ale nie daliśmy się tak całkiem. Zastrzegliśmy, że najbardziej zatwardziali ortodoksi sr.ia do rzek będą mieli takie prawo. Ustalono termin i udział procentowy tych sr.czy ortodoksów w naszym społeczeństwie. Cywilizacja zgodziła się, ale po terminie sprawdzi, i jak nie będzie tak jak podpisano to nam kary nałoży. Wsie i małe miejscowości jako z natury bardziej odległe od cywilizacji dostały zgodę na tolerowanie większej ilości ortodoksów. Wtedy władze JG uznały że u nas wyższa cywilizacja jest i ustaliły że jesteśmy duzi i do końca 2015 roku osiągniemy poziom 5% ortodoksów. Sejmik zatwierdził że miasto i przyległe kawałki gmin m.in. Jeżów i Mysłakowice to ta właśnie aglomeracja. Czym większa, tym więcej kasy Cywilizacja dawała. Wzięliśmy. W tym temacie, przypomnę mój wpis dot. wypowiedzi Pana Prezesa Jastrzębskiego. Gdy jedna z mieszkanek ul. Oś. Robotniczego zapytała Go: czy nie można byłoby dobrze zaplanować i tylko raz rozkopać, zrobić co niezbędne i naprawić nawierzchnię ulicę zamiast rozkopywać, zasypywać, ubijać, kłaść asfalt i tak 15 razy w tym samym miejscu? Prezes zapewnił „Niech się Pani nie martwi. Kosztorys nie zostanie przekroczony”. Ups..., chyba został przekroczony. Kasy jednak zabrakło i do cywilizacji jednak dalej. Teraz wymyślono, że zawalczymy aby u nas mogło być 10% ortodoksów. Granice ściekowe wyznaczymy inaczej. W tej sprawie, Cywilizacja traktatowo zażądała co rok raportów. Ostatni raport Wodnika znalazłem z 2010 roku. Ostatni na stronach ministerstwa jest z 2012 roku. Na BIP miasta i okolicznych gmin nie publikuje się tych raportów (przynajmniej mi się nie udało znaleźć). Ten z 2012r. wskazuje, że nawet tych 10% nie mamy szans osiągnąć. Chyba tylko jedna gmina z okolic już spełnia wymogi. Jako kraj na pewno się nie wyrobimy. Mają być kary. No właśnie będą czy nie będą to tak naprawdę się okaże. A skoro się okaże i nie wiadomo to dla niektórych polityków raj. Maraton wyborczy trwa, więc lepiej tych raportów nie publikować. Co ciekawe opozycja też nie chce ich publikacji. Dlaczego? Ciekawa lektura. Zła Cywilizacja nas chce karć za nasze Narodowe Wartości. Dopóki dawali kasę to dobrze było, ale jak chcą od nas abyśmy byli jak i oni cywilizowani to pokazujemy kto my zacz. No i jak napisałem „wzięli za nas od d..y strony”. Szkoda, mogli zacząć od głowy. Może wtedy, sprawa 200 mln zł oszczędności i wydania ich na cele cywilizacyjne w kotlinie znalazłaby zrozumienie.
kazimierzp @ 83.22.172.*
wysłany: 2015-03-16 17:23
Jako dyskutant! Bo zawsze moje teksty mają wywoływać twórczą dyskusję! Do 1990 roku w kotlinie jeleniogórskiej działała firma WPWiK. Obejmowała całą kotlinę dostarczając wodę do tych miejsc dokąd dochodziła sieć wodociągowa i odbierała ścieki dokąd dochodziła... Ówczesny wojewoda zamiast robić wszystko, aby ta firma dalej obsługiwała kotlinę, podporządkowując ją... choćby tym gminom w których były ujęcia wody. Mógł też inaczej. Niestety uległ naciskom małym gminom które robiły wszystko aby ograniczyć rolę Jeleniej Góry (brylował Karpacz i Mysłakowice). Zlikwidował WPWiK, przypisał to co na terenie Jeleniej Góry Jeleniej Górze, resztę innym gminom i ... - nie będę się wyrażał!;-) Teraz tamte gminy maja swoją spółkę - firmę dostarczającą im wodę, odbierającą ścieki. Jelenia Góra ma swoją. My jako Jelenia Góra chyba ostatecznie lepiej na tym wyszliśmy!?! Ciekawe czy dyskutanci wiedzą dlaczego stacja uzdatniania wody z Sosnówki jest na terenie miasta Jeleniej Góry, a nie a terenie gminy Podgórzyn gdzie jest zbiornik wody?
Ramolek @ 31.0.0.*
wysłany: 2015-03-16 20:54
Przepraszam!!! No cóż pisałem. Przerwano mi, i był enter, i pooszło.... Chodziło o „narodową kulturę s... nia”. Panie Kazimierzu sprawa wody mnie interesuje i chętnie przeczytam jakiś tekst na ten temat. Z przeglądania bip-ów Wodnika i KSWiK wychodzi, że bardziej tajemną spółką jest KSWiK. Co do Mysłakowic, to ws. wody i taryf toczy się tam dyskusja. Trzeba przyjąć nowe taryfy. Była Rada i komisja. Co uchwalono nie napisano. To znaczy napisano, że dopłaty dla mieszkańców pozostaną (13 zł/m) a firmom się zabiera. Za poprzedniego wójta to nawet ujawniono na bip gminy ile KSWiK chciał dostać za wodę i kanalizację. Nie dostał żądanych 41 zł/m i po sądach (jak Kowary) się włóczyli. Skoro KSWiK nie dostał ile żądał to pewnie się dalej zadłużył. Teraz to już zadbano o to by nie ujawniać ile chce KSWiK. Faktycznie po co ludzi denerwować. Nowy wójt jeszcze bardziej skryty niż odwołany stary. A przecież już za tamtego bip był jak ser szwajcarski. Wtedy nic, nic, wszystko pięknie, a później wielkie bum i chciał sprzedać przedszkole. No i była TV, protest obywatelski no i w końcu wybory i fiu, zmiana wójta. Teraz będzie kolejna komisja i będą radzić jak z KSWiK wyjść. Z artykułów gazetowych z 2013 pamiętam (mogę się mylić) że spółka miała ok. 120 mln długu. Wydaje mi się, że sprawa nie jest prosta, bo to gmina wiodąca. No cóż poczekamy, zobaczymy. Rekordzistą jest Stara Kamienica. Tam cena wody dzierży rekord krajowy, no i oczywiście dopłat do wody też. Dlaczego w pierwszym wpisie napisałem, że włączenie gmin KSWiK to ratunek dla nich? Otóż, zanim gminy dostały kasę na budowę kanalizacji określono docelowy efekt ekologiczny (wspomnianą liczbę ortodoksów). Niestety, KSWiK nie ma władzy aby tych ortodoksów do kanalizacji przekonać, a siła „kultury s...nia” jest ogromna. Władzę teoretycznie ma gmina, ale praktyczne oddziaływanie to albo kampania informacyjna albo działania siłowe i oczywiście związane z tym straty polityczne. Władze się zaparły i tego nie robiły. Nowe chyba weszły w buty starych. Obowiązkiem KSWiK, wynikającym z Traktatu, jest słanie ponagleń i propozycji działań do władz. Na pewno więc wysyła. Powinny być na bipach gmin lub KSWiK, ale nie ma. Widocznie te buty pasują. Skoro kasę dostali to jest szansa aby uniknąć kar. W dużej aglomeracji władza byłaby w stanie zarówno na sfinansowanie jak i przeprowadzenie stosownych działań by osiągnąć wymagania.
Panie Kazimierzu stwierdzam, że nasze lokalne sprawy są ciekawsze niż te warszawskie.
Urzędniczka @ 78.8.35.*
wysłany: 2015-03-17 07:16
Ramolek - one nie są ciekawsze niż warszawskie. Są po prostu "bliżej nas", dlatego to wszystko nas bardziej "porusza".
lexus @ 78.88.145.*
wysłany: 2015-03-17 09:02
Panie Kazimierzu. Interpretację przepisów powinien dokonywać sam urzędnik. Oczywiście, kierując się interesem społecznym. Przepisy nie tylko to umożliwiają ale wręcz nakazują. Wykładnie sądowe są istotne o ile są. Doradzam przejście na spojrzenie systemowe. Literalne sposoby interpretowania przepisów są istotne ale przy sprawach prostych, nie wymagających myślenia. Co do kontroli to dobrą praktyką jest uczenie kontrolujących bo często są oni może nie tyle ubodzy w wiedzę co w doświadczenie odnośnie właściwej implementacji przepisów (znam to z praktyki). Dobrą praktyką jest przygotowanie się do kontroli. Warto znać podstawy prawne, zakres kontroli, zarówno rzeczowy jak i czasowy. Ważny jest także odbiór wyników kontroli przez przełożonych. Traktowanie błędów typu podpis nie w tym miejscu. druk nie taki, itp. mówi o błędach nieistotnych dla meritum postępowania (formalnych) i jeżeli ktoś z przełożonych robi z tego aferę to powinien zastanowić się nad swoją rolą jako przełożony ( spojrzeć na siebie przez pryzmat braku właściwej kontroli wewnętrznej).
Istotne jest też to co nazywamy kontrolą zarządczą a właściwie w jaki sposób ten mechanizm samokontroli wpływa na poprawę standardów realizowanych postępowań administracyjnych i organizację pracy w Urzędzie. Kontrola zarządcza jest niesamowitym narzędziem gdzie każdy z kierowników urzędu może poprawiać własne błędy i błędy swoich podwładnych nie angażując do tego organów zewnętrznych.
Wracając do wykładni systemowej, jej stosowanie nie jest proste. Wymaga wiedzy nie tylko z podstaw prawa ale i z ekonomii ( przynajmniej z zakresu zarządzania finansami publicznymi). Wiem, że urzędnicy mają problemy z interpretowaniem przepisów z różnych ustaw, natomiast swoją ustawę( np. prawo budowlane, prawo o ruchu drogowym, ustawę o drogach itp.) często traktują jako świętość.
Panie Kazimierzu, nam pozostaje wierzyć, że to podejście powoli będzie się zmieniało.
lexus @ 78.88.145.*
wysłany: 2015-03-17 09:41
Celem uzupełnienia dodam, że warto skupić się na przepisach
"Art. 7.
W toku postępowaniaorgany administracji publicznej stoją na straży praworządności, z urzędu lub na wniosek stron podejmują wszelkie czynności niezbędne do dokładnego wyjaśnienia stanu faktycznego oraz do załatwienia sprawy, mając na względzie interes społeczny i słuszny interes obywateli.
Art. 8.
Organy administracji publicznej prowadzą postępowanie w sposób budzący zaufanie jego uczestników do władzy publicznej".
Szczególnie nacisk należy położyć na "interes społeczny i słuszny interes obywateli".
kazimierzp @ 83.30.148.*
wysłany: 2015-03-17 18:30
W sytuacjach konfliktowych, a wiele inwestycji powstaje przy sprzeciwach sasiadów okreslenie "interes społeczny i słuszny interes obywateli" nabiera wieloznaczności i właśnie aby nie naruszyć prawnego interesu stron postępowania przy wydawaniu decyzji jest tak mozolne i niestety bywa, że kończy się odmową.
Ramolek @ 31.1.0.*
wysłany: 2015-03-15 17:04
Panie Kazimierzu bardzo ładny wpis i na czasie. Dlaczego na czasie, bo tyczy się działania urzędów w dniu wyborów w Zielonej Górze. Opisane przez Pana mechanizmy są znane większości urzędników. Niektórzy z nich zostają politykami, czyli tymi którzy mogliby co nieco zmienić. I co? I nic. Czy zna Pan jakiegoś posła, który twierdzi, że to zmieni jak się go wybierze?
Znam wiele ofiar polityki władz JG w zakresie budownictwa mieszkaniowego. Zostali wypędzeni z miasta i pobudowali się w sąsiednich gminach. Jednak nie ma tego złego... . Może to i dobrze, bo przecież są związani z miastem i żyją jego sprawami.
W sąsiednich gminach też nie jest słodko. Dojazdy po byle jakich drogach, droga woda i ścieki, no i administracja też droga. Jeleniogórzanie wydają na ten cel rocznie 29885249 zł i wg U.Stat. na 2013 rok było 81985 mieszkańców. Oznacza to rocznie 364 zł na osobę. Jako że są mieszkańcami miasta na prawach powiatu nie utrzymują osobno urzędników powiatowych. Mieszkańców kotliny administracja powiatu jeleniogórskiego kosztuje 8944385zł. Podzielone przez liczbę mieszkańców (65171) daje na osobę 137 zł. Oczywiście to nie wszystko, bo przecież jeszcze trzeba utrzymać urzędników poszczególnych gmin. Na osobę mieszkańcy Jeżowa wydają rocznie na swoją administrację gminną 251 zł (1783326/7088), Kowar 326 zł (3771249/11537), Starej Kamienicy 377 zł (2011143/5328), Podgórzyna 394 zł (3265561/8272), Janowic 410 zł (1782765/4341), Mysłakowic 475 zł (4886601/10279), Szklarskiej 702 zł (4819070/6864) i rekordziści z Karpacza 1090 zł (5419902/4968). Zatem ogólnie kosztuje ich to: Jeżów - 388zł, Kowary 463 zł, Stara Kamienica 514 zł, Podgórzyn 531zł, Janowic 547zł, Piechowic 572 zł, Mysłakowic 612 zł, Szklarskiej 839 zł i Karpacza 1227 zł.
Przykład Zielonej Góry, która w drodze referendum przyłączyła 17 okolicznych wsi wskazuje, że można to zrobić i u nas. Po co wydawać 70 mln zł na administrację rocznie gdy można mniej. Zejście do poziomu 360 zł na mieszkańca na administrację to 20 mln zł rocznie. Zwiększenie dochodów z PIT to kolejne 20 mln. W ciągu 5-ciu lat można by w ten sposób zainwestować w infrastrukturę bliskiej okolicy JG 200 mln zł. Ludzie tego chcą, tylko brakuje lokalnych liderów nieobciążonych (RWK) byciem władzą. Dla miasta przyjęcie gmin KSWIK do aglomeracji to czysty zysk. Dla mieszkańców gmin KSWiK (bez Szklarskiej) to chyba jedyna droga ratunku przed katastrofą.